Relacja ta jest bardzo istotna w czasie kształtowania się więzi kobiety ze swoim dzieckiem już w ciąży, a także po narodzinach dziecka. Zasygnalizowano także niezmiernie istotne połączenie pomiędzy jakością więzi z własną matką a wystąpieniem depresji poporodowej. Następne rozmowy były łatwiejsze, głównie dlatego, że Kalinka wręcz spuchła od nowych wrażeń, którymi chciała natychmiast się ze mną podzielić. Nauczyła się dzwonić sama, błyskawicznie opanowała obsługę komórki i tabletu, i jak tylko dorwała się do któregoś z tych urządzeń, łączyła się ze mną. podzielił się władzą z braćmi i otrzymał królestwo mórz i oceanów. 4. Telemach - syn Odyseusza czekający na powrót ojca z tułaczki, Edyp- (Ojdipus tzn. człowiek o spuchniętych nogach), syn Lajosa i Jokasty. Ożenił się z własną matką, zabił ojca, Fortuna – Wciąż mieszkasz z matką? – dziwiła się. – Mama to upiorna staruszka, ale beze mnie wpadłaby w depresję. Jej sens życia to robienie mi kanapek do pracy i zatruwanie życia, że już czas gasić światło. – Dobry z ciebie człowiek – powiedziała i na dwie sekundy nakryła moją pulchną dłoń swoją smukłą rączką. Translations in context of "rozmawiałam z własną matką" in Polish-English from Reverso Context: Jak ja byłam w ciąży rozmawiałam z własną matką. Na dzień przed ślubem, usłyszałam rozmowę przyszłej pasierbicy z matką, dzięki której dowiedziałam się o jej małej, podstępnej intrydze Author Dominika Mazur Reading 3 min Views 29.7k. Kiedy Igor zaproponował mi, abym zamieszkała u niego przed ślubem już jako narzeczona, zgodziłam się. Moja córka zajmuje się malarstwem i śpiewem, a syn karate. Szczerze mówiąc, mama bardzo ułatwiła mi życie. Mogliśmy z mężem pracować i spędzać czas ze sobą, nie martwiąc się o dzieci. Wierzyłam, że moja mama jest z nami szczęśliwa i czuje się dobrze. Mój mąż ma z nią dobre relacje, nie kłócą się ani nie walczą. Moja matka to samo. Tzn trochę inny egzemplarz pt despotka. Ledwo urodziłam, a ta oświadczyła, że przyjeżdża do mnie. nawet nie zapytła, czy sobie życzę. i siedziała 3 dni. jedyne co cierpiący i umierający Pan Jezusa troszczy się o mamę. Pomimo ogromnego cierpienia, myśli o swojej mamie i widząc jak ona cierpi prosi swojego ucznia Jana aby zaopiekował się nią jak własną matką. Pan jezus jako dorosły. Uzupełnij ćw. na str. 102. kto jeszcze był posłusznym dzieckiem? Jest to jedyne przykazanie zawierające Tłumaczenia w kontekście hasła "kochałem się z" z polskiego na hiszpański od Reverso Context: Że kochałem się z jego żoną przed kolacją. Tłumaczenie Context Korektor Synonimy Koniugacja Koniugacja Documents Słownik Collaborative Dictionary Gramatyka Expressio Reverso Corporate 7Fi8. Nigdy nie zapomnę tamtej nocy sprzed 8 lat, kiedy rodziłam Natalkę. Położna wrzeszczała „przyj!”, a lekarz wyduszał dziecko, napierając mi na brzuch kolanem. Byłam przerażona, zdezorientowana, półprzytomna z bólu i wyczerpania. Poród trwał już od wielu godzin. A ja nie miałam nawet sił, żeby krzyczeć. Nad ranem tętno dziecka dochodziło do dwustu, ja co kilka minut traciłam przytomność, a mój zepchnięty w kąt przez medyków mąż – był blady jak ściana. Kiedy na chwilę nasze spojrzenia się spotkały, wyczytałam w jego oczach, o czym myśli. Był pewien, że traci nas oboje. I mnie, i dziecko. W końcu jednak, z użyciem kleszczy i kolana, wyduszono ze mnie naszą kruszynkę. Była sina, nie mogła złapać oddechu. W pierwszej chwili otrzymała zero w dziesięciopunktowej skali Apgar. Po chwili jednak córeczka ożyła. Ile woli życia mieściło się w tym ciałku! Maleństwo było jednak wciąż na granicy śmierci. Liczbę punktów podniesiono tylko do dwóch. Płakałam, trzymając ją na rękach. Z radości, ze smutku, z wściekłości i wzruszenia. Z tych wszystkich emocji naraz. Dopiero kilka dni później inny położnik z tego szpitala wygadał się, że mój poród od początku kwalifikował się do cesarskiego cięcia. Płód ułożony był pośladkowo, więc nic dziwnego że nie chciał przejść przez kanał rodny. Dlaczego, mimo ewidentnego obrazu z usg, lekarz zdecydował się na poród naturalny? To już tajemnica. Nie miał czasu, żeby ze mną porozmawiać. Zdiagnozowano u Andzi porażenie mózgowe, którego przyczyną było niedotlenienie mózgu w czasie porodu. – Proszę nie robić sobie nadziei – wyrąbał mi prosto w oczy lekarz z oddziału neonatologicznego. – Pani córka już zawsze będzie „roślinką”. Przy takich uszkodzeniach mózgowia nie ma szans, żeby kiedykolwiek wstała z łóżka lub powiedziała słowo. – Proszę rozważyć oddanie jej pod opiekę wyspecjalizowanej placówki. Wyszłam na szpitalny korytarz. Trzymając się ściany, doczłapałam do łazienki. I dopiero tam, w obskurnej kabinie prysznicowej, pozwoliłam sobie na szloch. Pół godziny później wróciłam do swojego łóżka. Byłam już spokojna. I wiedziałam jedno – Andzia zostaje ze mną. Na dobre i złe. Już nigdy więcej nie płakałam. Po wyjściu do domu zaczęła się walka. Bez przełomowych bitew, wielkich zwycięstw czy porażek, bez rozgłosu, chwały i medali. Żmudna, powolna, pozbawiona widocznych sukcesów walka o normalność dla córki. Zrezygnowałam z pracy. Zamieniłam się w opiekunkę, rehabilitantkę i adwokata mojego ukochanego dziecka. Walczyłam z lekarzami, którzy próbowali postawić na niej krzyżyk, fizjoterapeutami, którzy nie wierzyli w sens zabiegów i ćwiczeń, urzędnikami, którzy próbowali obcinać finanse na leczenie i rehabilitację. W sprawach dotyczących dziecka byłam jak lwica. Odważna i nieprzejednana. A mój mąż? Utrzymanie naszej trójki spadło na jego barki. Na szczęście miał etat, a więc ubezpieczenie, i w miarę stabilną pracę. Przynosił do domu pieniądze, które ja skrupulatnie dzieliłam tak, żeby wystarczyło do końca miesiąca. Było ciężko. Pieluchy, maści przeciwodleżynowe, elektryczny ssak do odciągania zalegającej w oskrzelach flegmy, no i przede wszystkim – horrendalne opłaty za ćwiczenia i turnusy rehabilitacyjne. Robert nie skarżył się, nie narzekał. Ale też się nie włączał. Miałam wrażenie, że przytłacza go to, co dzieje się w domu. Że od tego ucieka. Nie próbował nawiązać kontaktu z córką, nie karmił jej, nie przewijał. Nie przytulał. Nie winiłam go za to. Sama miałam czasami ochotę wyrwać się do miasta. Nieraz patrzyłam z zazdrością, jak mąż wychodzi do pracy. Żal mi było tylko tego, że pomiędzy dwojgiem najbliższych dla mnie istot – córką i mężem – nie ma najmniejszej nawet więzi. – Zrozum, ja się zwyczajnie boję – powiedział kiedyś w chwili szczerości. – Andzia jest taka krucha i bezradna… A zresztą, i tak chyba nie bardzo wie, co się wokół niej dzieje. Ta ostatnia uwaga zapiekła mnie do żywego. To nie była prawda! – Naprawdę nie widzisz, jakie robi postępy? – zagotowałam się. – Zaczyna się uśmiechać, pokazuje oczami to, czego jej potrzeba, nauczyła się nawet przewracać z boku na plecki! Popatrzył na mnie oczami, w których czaił się smutek i rezygnacja. Zaczęłam się zastanawiać, czy tylko ja widzę, że nasze dziecko robi postępy? A może wcale ich nie robi, tylko oszukuję samą siebie? Przez następne miesiące prawie się z mężem do siebie nie odzywaliśmy. On wracał z pracy później, ja byłam pochłonięta ćwiczeniami i zabiegami rehabilitacyjnymi. Pojawiło się jednak coś jeszcze. Coraz częściej czułam od Roberta alkohol. – No co? Ciężko haruję na całą rodzinę, mam więc chyba prawo od czasu do czasu się odstresować! – wybuchł, kiedy tylko zwróciłam mu na to uwagę. – Od czasu do czasu? – syknęłam. – Wracasz podcięty niemalże codziennie! A w weekendy robisz się niespokojny i gburliwy, jakbyś już nie mógł się doczekać poniedziałku bez nas. – Jestem przepracowany, potrzebuję odpoczynku – powiedział już spokojniej, ale zaraz odwrócił się i włączył telewizor, kończąc rozmowę. – Uważaj, żebyś za chwilę nie miał więcej wolnego – powiedziałam do jego pleców. – Żaden pracodawca nie będzie tolerował trunkowego pracownika. Chyba zdajesz sobie sprawę? Wykrakałam, cholera! Miesiąc później Robertowi wręczono wypowiedzenie. Nogi się pode mną ugięły, kiedy to zakomunikował. Jego pensja to było jedyne źródło naszego utrzymania! – Coś znajdę, nie martw się – próbował mnie jeszcze uspokajać. – Z dyscyplinarką w CV? Chyba żartujesz?! – wrzasnęłam wściekła. I wtedy przyszedł mi do głowy pomysł na wyjście z impasu. Prosty, wręcz banalny. Ale jedyny możliwy. – Zamieniamy się – oznajmiłam. – Teraz to ty zajmiesz się leczeniem Andzi, a ja idę do pracy. – Co za bzdury opowiadasz? – prychnął. – Od 5 lat tylko gotujesz i pierzesz. Ty w ogóle masz pojęcie, jak wygląda obecny rynek pracy? Gdybym zastanowiła się chwilę nad tym, co powiedział, pewnie przyznałabym mu rację i wszystko zostałoby po staremu. A raczej… Do reszty by się zawaliło. Na szczęście, upojona swoim pomysłem, rzuciłam się do poszukiwań. Wysłałam około setki ofert i… odpowiedziała mi tylko jedna nieduża firma. Potrzebowali asystentki szefa, zaprosili mnie na rozmowę. – Przepraszam, ale ktoś z naszego działu kadr popełnił pomyłkę – bąknął mój niedoszły szef, od razu po rzuceniu okiem na moje papiery. – Niepotrzebnie panią fatygowaliśmy. – Macie już kogoś na to stanowisko? – spytałam zdumiona. – No… nie. Ale szukamy osoby z doświadczeniem, świetnie zorganizowanej, kogoś, kto będzie ogarniał mój kalendarz spotkań, zajmował się logistyką i negocjowaniem drobniejszych umów. A pani… Gospodyni domowa z symbolicznym stażem pracy, do tego ponad pięcioletnia przerwa w pracy. Nie, nic z tego nie wyjdzie. Wtedy poczułam, jak policzki robią mi się czerwone ze złości – Proszę pana, w czasie mojej „przerwy w pracy” opiekowałam się niepełnosprawną córką – wypaliłam bez zastanowienia. – Zorganizowałam rehabilitację, leczenie, wyegzekwowałam w urzędach należne świadczenia. Równocześnie prowadziłam dom i zarządzałam skromnym budżetem. Trudno o bardziej złożoną logistykę! Skończyłam i zaczęłam podnosić się z miejsca, zmierzając do drzwi, kiedy w miejscu osadził mnie jego głos: – Do licha! Ale ma pani gadane! No, jeśli w pracy potrafi pani być równie energiczna i przekonująca, to… – wstał i wyciągnął do mnie rękę. – Zapraszam do zespołu! Na próbę. Od tej rozmowy minęły 4 lata. Andzia jest dziewięcioletnią panną. Ja wciąż pracuję, awansowałam ze stanowiska asystentki na szefową jednego z działów firmy. Zarabiam nieźle, ale mam mało czasu. Zdarza się, że do domu wpadam, gdy córeczka już śpi. Na szczęście jednak… Robert wspaniale odnalazł się w roli jej opiekuna. Zmuszony początkowo przez sytuację, błyskawicznie mnie zastąpił. I ma na tym polu większe sukcesy ode mnie! Pod jego opieką Andzia nauczyła się mówić, pisać, poruszać na wózku. Intelektualnie nie odstaje już od swoich rówieśników! Mąż codziennie odwozi ją do integracyjnej szkoły, potem pędzą razem na rehabilitację i dodatkowe zajęcia. Lekarze są zdumieni, zaczęli nawet przebąkiwać o możliwości wstania przez nią z wózka! Robert przestał popijać, odzyskał pewność siebie, odnalazł swoje powołanie. Zresztą, zmiana życiowych ról obojgu nam wyszła na dobre. Wcześniej się męczyliśmy, teraz każde z nas czuje się spełnione. I tylko czasem, szczególnie w weekendy, kiedy Robert z Andzią nie wpuszczają mnie do kuchni, coś tam pichcąc na obiad, czuję się trochę niedoceniona. Cholera, oddałabym kwartalną premię za taki kontakt z córką, jaki ma mój mąż. Zofia, 30 lat Czytaj także: „Choć jestem ojcem Zosi, nigdy nie byłem jej tatą. Wolałem kochanki niż własną córkę. Teraz płacę za to najwyższą cenę" „Mam 5-letnie dziecko ze zdrady. Moja kochanka zmarła, a żona każe mi oddać córeczkę do sierocińca. Ta kobieta nie ma serca” „Przez moja głupotę, syn został kaleką. Krzyś potrzebuje kosztownej rehabilitacji, a moje konto zajął komornik. Zniszczyłem mu życie" Jestem w związku od kilku lat. Planujemy ślub i założenie rodziny. Jesteśmy wykształceni, a on ma bardzo wysokie stanowisko. Ma silny charakter i ogólnie jest bardzo męski. Nie jest to typ słabego, maminsynka. Jakiś czas temu partner powiedział mi, że zawsze, kiedy przebywa w domu rodzinnym, śpi ze swoja matką. Zaprzeczył, kiedy zapytałam, czy uprawiają seks, ale przytula się do niej i kładzie na nią nogę tak, jak to robi, kiedy śpi ze mną. Ta sytuacja trwa od zawsze, on od zawsze z nią spał i nie zamierza przestać. Kiedy próbowałam z nim o tym rozmawiać, wytłumaczyć, wpadł w szał i kazał mi wyjść z mieszkania. Każda próba rozmowy na ten temat bardzo źle się kończy. Nie panuje nad sobą, jest bardzo nerwowy, nie poznaję go wtedy. Zakazał mi nawet o tym wspominać, a kiedy spróbuję, to nie odzywa się do mnie nawet przez kilka dni. On uważa, że to jest normalne, i nie widzi w tym niczego złego, bo jak mówi "to jest moja mama". Sądzi, że to ja mam problem i że nie mam prawa tego komentować ani próbować zmieniać, jako że nie znam jego relacji z matką. Domaga się, abym zaakceptowała tę sytuację. Jego matka ma nad nim kontrolę. On się jej słucha i traktuje jak świętość. Ja jestem na drugim miejscu. Do tego przestał uprawiać ze mną seks. Praktycznie od roku się nie kochaliśmy. Kiedy próbuję go dotknąć, odwraca się i zwija do pozycji embrionalnej. Ogólnie jest czuły, często mnie przytula i całuje, ale na tym się kończy. Każda próba rozmowy o tym problemie kończy się kłótnią. On nie chce iść do lekarza, uważa, że problem sam zniknie i tak mi mówi od roku. Jakoś mam przeczucie, że oba problemy są ze sobą powiązane. Jestem załamana całą sytuacją. Nie mam z kim o tym porozmawiać. Brakuje mi też bardzo zbliżeń intymnych, a dodatkowo moja samoocena bardzo spadła. Czuję się niechciana i nieatrakcyjna. Bardzo proszę o pomoc. Czy jest jakieś psychologiczne wytłumaczenie tego problemu? Jak mam się zachowywać w takiej sytuacji? Jak mam z nim rozmawiać i co mam w ogóle zrobić? To poruszająca i nader przykra sprawa. Oczywiście, z seksuologicznego punktu widzenia sytuacja, iż dojrzały mężczyzna śpi w jednym łóżku z matką nie jest - używając ostrożnego języka - typowa. Obawiam się, iż Twoje podejrzenia o istnienie relacji seksualnej między Twoim partnerem a jego matką są uzasadnione. W zasadzie nie ma znaczenia, czy tak było tylko w przeszłości, czy jest tak nadal. Z psychologicznego punktu widzenia ma znaczenie, iż ich tajemnica jest trwałą barierą między nim a Tobą. Jego irytacja i cały zespół reakcji na próbę rozmowy na ten temat świadczą, iż ten ich świat jest hermetyczny, a Ty jesteś satelitą, która wokół niego krąży. Zanik seksu przez tak długi czas jest oczywistym dowodem na to, iż Wasza relacja jest skazana na niepowodzenie. Bez głębokiej psychoterapii - trwającej lata - partner nie zmieni się; będziesz - najwyżej okresowo akceptowanym - dodatkiem do ich związku. Bardzo mi przykro; pozdrawiam z całej mocy. Pamiętaj, że odpowiedź naszego eksperta ma charakter informacyjny i nie zastąpi wizyty u lekarza. Inne porady tego eksperta Kto stoi za sukcesem sławnych twórców? Często nikt, ale równie często wymagający, potrafiący zmotywować lub zainspirować do pisania rodzic. Dziś o matkach, które miały znaczący wpływ na pisarzy. Z tym, że na ukształtowanie pisarzy, tak jak wszystkich ludzi, miały wpływ ich matki, chyba nikt nie będzie polemizował. Zarówno te wyjątkowo wymagające i surowe, jak również te łagodne, troskliwe i opiekuńcze nierzadko odgrywały decydującą rolę w wyborach pisarza. Próby sprostania stawianym przez nie wymaganiom czy - wręcz przeciwnie - zbuntowanie się przeciw nim pchnęły niejednego młodego człowieka w samo epicentrum zmagań z literaturą. Marcel Proust z matką i bratem (France © BnF). Zdj. 2. Matka Marka Twaina (France © BnF). Właśnie po śmierci matki Marcel Proust rozpoczął pisanie swojego opus magnum w siedmiu tomach. Niektórzy krytycy literaccy zakładają, że gdyby nie stawiała mu wysokich wymagań, gdyby wciąż go nie kontrolowała (w swoich listach do syna prosiła o szczegółowe raportowanie jej, jak spędził dzień - zostawiała nawet miejsca wykropkowane, gdzie miał wpisać, o której wstał, wrócił do domu i położył się spać), nie napisałby W poszukiwaniu straconego czasu. Są tacy, którzy przekonują, że nawet po śmierci matki dążył w znacznej mierze do tego, by ją zadowolić poziomem swoich prac. Zdj. 3. Marguerite Duras z matką (© Collection Jean Mascolo/Sygma/Corbis). Zdj. 4. Sylvia Plath z matką i bratem (© W inny sposób mama wpłynęła na Sylvię Plath. Relacja poetki z matką stała się niemal legendarna po tym, jak opublikowano ich korespondencję i autobiograficzną powieść Plath Szklany klosz, w której roi się od zdań z mniej lub bardziej niedomówioną pretensją: „Matka siada na skraju łóżka, kładzie rękę na moje udo. Jest pełna miłości, pełna wyrzutów” czy „Wyobrażałam sobie twarz matki - blady księżyc ze zbolałym wyrazem twarzy...”. Na szczęście inni pisarze i poeci miewali lepsze relacje z matkami. Przykładem synowskiej bliskości jest Juliusz Słowacki, który marce zwierzał się, pisał do niej setki listów i adresował do niej wiele swojej poezji. Czule o matce pisał też Albert Camus: "Moja matka też była taka, jakby przygaszona, i to w niej kochałem, i zawsze chciałem z nią być razem. Minęło osiem lat, a nie mogę powiedzieć, że nie żyje. Gasła tylko coraz bardziej i kiedy odwróciłem się już jej nie było". W podobnym tonie refleksje snuje amerykańska pisarka Joyce Carol Oates: "Matka cię kocha niezależnie od wszystkiego i zawsze ci wybaczy, tyle że któregoś dnia ta jej miłość wygasa i odtąd już żyjesz na własną rękę". Zdj. 5. Stephen King z matką (Foto z Zdj. 6. Agatha Christie jako mała dziewczynka. Agatha Christie z kolei dodaje: "Nie ma nic, co równałoby się z miłością matki. Nie zna żadnych praw, żadnej litości. Bez skrupułów i bez wahania niszczy wszystko, co stanie jej na drodze". Według Marguerite Duras "nasze matki na zawsze pozostaną dla nas najdziwniejszymi, najbardziej szalonymi osobami, jakie spotkaliśmy". Coś o tym szaleństwie wiedział też Salinder, który powiedział, że "wszystkie matki są trochę szalone". Mark Twain przyznawał z kolei, że "moja matka miała ze mną sporo kłopotów, ale chyba jej się to podobało". Ilustr. 1. George Eliot z rodzicami (Jonathan Budington 1796). Ilustr. 2. George Herbert z matką (Charles West Cope 1811-1890). George Eliot wspominała: "Życie zaczynało się dla mnie co dzień od pobudki i patrzenia w kochającą twarz mojej matki". George Herbert dodaje do tego spostrzeżenie: "Jedna dobra matka warta jest stu nauczycieli". Pamiętacie słowa sławnego pisarza o matce? Piszcie! Nie wahajcie się też dodawać inne przykłady relacji literatów z matkami.